Klasyczne modele, które u wielu potrafią wywołać łezkę w oku. U nas znajdzie informacje na temat modeli współczesnych oraz ich praprzodków. Zapraszamy
BMW E36 obecnie kojarzy się głównie z młodymi i nie do końca odpowiedzialnymi kierowcami. Sytuacja jednak zaczyna się zmieniać, a zadbane egzemplarze są coraz bardziej cenione przez koneserów klasyki. Lada chwila kupienie ładnej "trójki" w przyzwoitej cenie może graniczyć z cudem.BMW E36 zyskało wiele pogardliwych przydomków, takich jak choćby "e3śmieć". Wynikało to w głównej mierze z zainteresowania młodych kierowców, którzy "błyszczeli" później w internecie na kompilacjach wypadków, drogowej agresji, czy domorosłych drifterów złapanych na gorącym uczynku.Oczywiście jednym z ważniejszych czynników przyciągającym "trudną młodzież" do BMW E36 była niska cena. W połączeniu z tylnym napędem, sporą dostępnością części tuningowych (tanie zawieszenia gwintowane etc.), czy dużym know-how, E36 faktycznie stanowiło dobrą wprawkę do rozpoczęcia swojej przygody z amatorskim driftem. Z tym że nie zawsze zajmowały się tym odpowiedzialne osoby.>Użytkowanie BMW E36 przez wcześniej wspomnianą "trudną młodzież" doprowadziło do tego, że wiele z nich skończyło na drzewach, w przydrożnych rowach, bądź nie przeżyło zaniedbań eksploatacyjnych i blacharskich. Swoją cegiełkę dołożyli także ci rozsądniejsi kierowcy, rozbijający swoje E36 na torach i w kjs-ach. Zadbanych sztuk jest po prostu coraz mniej.Wiek BMW E36 również robi swoje, wszak pierwsze egzemplarze wyjechały z fabryki jeszcze w 1990 roku. To też wiele z nich nie przetrwało batalii z korozją, lub zostało zezłomowanych. Ponadto tanieć zaczął następca E36, model E46. Dzięki niskim cenom, wielu młodych kierowców decyduje się na zakup sukcesora, zwłaszcza że wciąż spada podaż starszej "trójki".Jednak czy BMW E36 nabierze na tyle "renomy", żeby mogło zostać uznane za klasyka? Wiele osób może się zapierać i twierdzić, że na zawsze to auto pozostanie "e3śmieciem", ale warto przypomnieć, że lata temu to samo mówiono jej poprzedniku, czyli E30. Ponadto BMW E36 zapoczątkowało nowy styl designu bawarskiego producenta poprzez rezygnację z charakterystycznego, czarnego grilla z podwójnymi lampami.
Pierwszy Polonez wyjechał z fabryki na warszawskim Żeraniu w 1978 roku. FSO miało pozyskiwać z jego importu obcą walutę (z różnym skutkiem), a do tego potrzebna była reklama. Dzięki internetowi możemy obejrzeć dziś nagranie sprzed 43 lat.Polonez wychodził jako następcą Fiata 125p, choć jego produkcję przeciągano do lat 90'. Jak to w tych czasach bywało, władzy zależało na pozyskaniu zachodniej waluty, to też polski samochód szybko trafił na eksport m.in. do Wielkiej Brytanii. Sądząc po napisach w języku Szekspira na końcu reklamy, wyprodukowano ją właśnie na rzecz sprzedaży pojazdów eksportowych.
Ferrari F40 to jeden z najbardziej kultowych modeli producenta z Maranello. Z racji na kosmiczne ceny i limitowaną produkcję, dla większości fanów pozostaje jedynie marzeniem. Tymczasem właściciel jednej sztuki nie miał problemu, żeby "pokatować" ją trochę po szutrowej drodze.Ferrari F40 początkowo planowano wyprodukować w limitowanym nakładzie. Klienci firmy z Maranello byli tak bardzo zachwyceni nowym modelem, że producent i tak musiał złamać planowany limit. Ostatecznie z fabryki wyjechało 1310 sztuk, to jednak wciąż bardzo mała skala produkcji, która przyczyniła się do wywindowania ceny F40. Dla porównania, Ferrari Testarossa została wyprodukowana w ponad 10 tys. sztukach.Dlatego też Ferrari F40 wśród osób z zasobnym portfelem jest prawdziwym białym krukiem. Jego wartość szacuje się na 1,5 mln dolarów, czyli ok. 5,7 mln zł. Niektórzy po jego zakupie najchętniej schowaliby je w garażu pod kloszem, tak aby - broń boże - go nie uszkodzić. Są jednak tacy, którzy używają auta dokładnie do tego, do czego je stworzono i jeżdżą nimi, jak na sportowe auto przystało.
Polonez nigdy nie należał ani do aut szybkich, ani nie miał sportowego wyglądu. Od czego są jednak tunerzy? Ten „Poldek” dostał nie tylko poszerzenie karoserii i ospoilerowanie, ale także silnik V6 pod maską.Seryjny Polonez był dostępny głównie z przestarzałymi 4-cylindrowymi silnikami w układzie OHV. O ile w ruchu miejskim były jeszcze znośne, to ich osiągi pozostawały daleko od zadowalających. Oczywiście sprzedawano również słynne "Poldorovery", którym brytyjskie 16-zaworówki dodawały dynamiki, czy 2-litrówki Fiata lub Forda, które są z kolei bardzo rzadko spotykane.Choć zarówno 2-litrowe silniki, jak i 1.4 Rover potrafiły zrobić z Poloneza przyzwoicie przyśpieszające auto, to wielbiciele ekstremalnych wrażeń raczej byli wciąż niepocieszeni. Dlatego wśród osób tuningujących Polonezy popularne stały się przeróbki na mocniejszy Rovery (np. 1.8 VVC), ale także na V6 z Opla Omegi. Taki też silnik trafił do opisywanego auta.Kontynuacja artykułu pod materiałem wideo
GAZ-21 Wołga nie jest autem, które łatwo napotkać w codziennym ruchu. Takową ustrzelił pewien spotter na parkingu pod Lidlem. Ale zaraz, to nie do końca jest Wołga.
Polonez już dziś nie kojarzy się z szalonymi popisami na parkingu. Pałeczkę takiego auta dawno przejęło BMW E36. A swego czasu poczciwy "Poldek" pełnił podobną funkcję wśród młodzieży.Polonez obecnie jest traktowany jak nobliwy klasyk, choć zdarzają się i tacy, którzy robią z nich iście wyścigowe maszyny. Swego czasu ze względu na niskie ceny, dostępność części i prostotę, był chętnie kupowany przez młodzież. Używano ich zarówno jako codzienny środek transportu, jak i zabawki do parkingowych popisów, na co pozwalał napęd na tylną oś.
Dodge Charger to marzenie wielu fanów motoryzacji. Problem w tym, że ceny osiągnęły już zawrotny poziom, do tego szkoda naruszać klasyka na ekstremalne projekty. Jedna osoba wpadła jednak na ciekawy pomysł.Dodge Charger to jeden z najbardziej rozpoznawalnych, amerykańskich klasyków. Znany jest nie tylko z kultowych filmów, takich jak "Bullit", ale również ze współczesnych dzieł kultury, takich jak choćby "Szybcy i wściekli". W jednej z części Dodge Charger był przerobiony w stylu Safari, czyli podniesiony i z terenowymi oponami. Ktoś chyba chciał stworzyć coś w podobnym stylu.
Drive it Day to taki dzień, w którym właściciele aut zabytkowych traktują je jak codzienne wozy. Jeżdżą nimi "po bułki", czy też po prostu wyciągają, żeby zabrać je na przejażdżkę. W tym roku Polski Związek Motorowy (PZM) ogłosił termin wydarzenia na 4 czerwca.Drive it Day to inicjatywa pochodząca z Wielkiej Brytanii, w której to automobilklub chciał zachęcić członków do częstszego korzystania ze swoich klasyków. Podobną inicjatywę podjął Automobilklub Beskidzki w 2009 roku, co zostało przyjęte przez PZM jako wydarzenie ogólnopolskie.
Polonez Borewicz jeszcze na początku XXI wieku nie był częstym widokiem na ulicach. Z czasem było ich coraz mniej, aż w końcu niemal kompletnie wyginęły, najczęściej na złomowiskach, pokonane przez wszędobylską korozję. Dzięki serialowi "07 zgłoś się", "Borewicze" stały się kultowe i dziś są poszukiwanymi klasykami.Polonez Borewicz swój przydomek zawdzięcza głównemu bohaterowi serialu "07 zgłoś się". Bronisław Cieślak wcielający się w porucznika Borewicza, jeździł w serialu właśnie białym "Poldkiem". Zestawienie ze sobą charyzmatycznego policjanta z nowym autem FSO stało się tak rozpoznawalne, że nazwa Borewicz przylgnęła do tego modelu na stałe. Co ciekawe, gdy kręcono sceny do "07 zgłoś się" w FSO jeszcze oficjalnie nie produkowało nowego auta. Polonez Borewicz znany z serialu to wersja z serii przedprodukcyjnej z 1977 roku. Od egzemplarzy produkcyjnych różni go kilka detali m.in. kierownica z Fiata 132, brak chromowanych dekielków na felgach, tylna klapa bez emblematu z nazwą modelu.>Pierwszy produkcyjny Polonez Borewicz, zjechał z taśmy 3 maja 1978 roku. Pierwsze egzemplarze nosiły oznaczenia FSO Polski 1300, bądź FSO Polski 1500, zależnie od wersji silnikowej. Napędzały je znane z Fiatów 125p, zmodernizowane, 4-cylindrowe jednostki 1.3 i 1.5 z układem rozrządu OHV. Szybko zarzucono produkcję Polonezów Borewiczów z silnikami 1300, to też dzisiaj uznawane są za prawdziwe unikaty. Co ciekawe, rozwiązanie z już wtedy przestarzałym silnikiem OHV miało być tymczasowe, z czasem sercem Poloneza miały zostać nowoczesne silniki DOHC produkcji Fiata. Niestety, z wielu powodów (głównie z braku pieniędzy i możliwości), nie udało się tego planu zrealizować, więc fabryczna "prowizorka" została aż do końca produkcji. Dzisiaj krótkie serie Polonezów z 2-litrowymi silnikami Fiata to prawdziwe białe kruki, które są najbardziej poszukiwane przez kolekcjonerów (zaraz po absolutnie unikalnej wersji Coupe).Kontynuacja artykułu pod materiałem wideo
FSC Żuk raczej nigdy nie kojarzył się z drogim autem. Choć zniknął z codziennego ruchu i jest traktowany jako zabytek, sześciocyfrowe kwoty nawet za ładne egzemplarze zdają się być oderwane od rzeczywistości. Ten został jednak wystawiony za 125 tys. zł.FSC Żuk przez lata był stałym obrazem na ulicach polskich miast i wsi. Z czasem był zastępowany przez Lubliny, oraz nowocześniejsze auta dostawcze sprowadzane z zachodu. Polski dostawczak był dosyć długo produkowany, bo od 1959 roku do 1998. Po latach autem zainteresowali się miłośnicy klasyki, choć ze względu na skalę produkcji, ich ceny nie wystrzeliły drastycznie w górę.
Popularny "Maluch", choć kojarzony jest głównie z Polską, jak powszechnie wiadomo, jest włoskim autem. Dlatego też można znaleźć stare, włoskie reklamy, w których Fiat 126 gra jedną z głównych ról. W tym spocie został wykorzystany przy iście kaskaderskich popisach."Maluch" był w prostej linii następcą kultowego we Włoszech Fiata 500. O ile w Polsce 126p był murowanym hitem, choćby ze względu na ówczesny ustrój, to na Półwyspie Apenińskim nie przebił kultowego statusu "pięćsetki". Nie można jednak odmówić im naprawdę kreatywnych prób zareklamowania "Malucha".
Polonez Caro jeszcze 10-15 lat temu, był dla wielu Polaków codziennym środkiem transportu. Dziś niemal wszyscy przesiedli się na znacznie nowsze i bardziej “cywilizowane”, zachodnie samochody, a “Poldki” trafiły głównie w ręce pasjonatów i muzeów. Sprawdziłem, jak na co dzień jeździ się Caro we współczesnym ruchu.Polonez Caro trafił w moje ręce w maju 2019 roku, gdy szukałem auta na dojazdy do pracy. Wybór “Poldka” był podyktowany nagłym (z perspektywy czasu - niezbyt mądrym) impulsem. Dosyć szybko udało się znaleźć sensowny egzemplarz z za nieduże pieniądze, w cenie dobrego roweru miejskiego. Skręcał, hamował, miał silnik 1.6 na gaźniku i instalację LPG, całe progi i podłogę (poza podciągami - standard w Polonezach). A to już kwalifikowało go jako dobrego kandydata na “daily”. Do tego wyglądał względnie przyjemnie dla oka, choć to auto z gatunku dwumetrowców - do dwóch metrów wygląda dobrze, ale z bliska przyprawiło by niejednego lakiernika o palpitację serca. Choć przy takiej cenie, nie miałem powodów do narzekań.>Seledynowy Polonez miał proste zadanie. W tygodniu miał dowozić mnie do pracy z Wesołej na Ursynów (ok. 50 km w obie strony), a co drugi weekend na uczelnię (ok. 40 km w obie strony). Czyli ponad 1200 km miesięcznie, wliczając w to też inne potrzeby komunikacyjne, takie jak zakupy, wyjazdy na zloty itd. W momencie kupna Polonez miał ponad 80 tys. przebiegu. Podobno, bo ile było naprawdę, nie wie nikt. Niemniej, w silnikach OHV przebieg serwisowy wynosi 90-100 tys. km, więc trzeba było żyć z ryzykiem, że w pewnym momencie może odezwać się uszczelka pod głowicą.
Na portalu ogłoszeniowym Otomoto pojawiła się Syrena Bosto, w stanie do generalnego remontu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jej front pochodzi od 125p. Nie jest to jednak żaden zaginiony prototyp, a prawdopodobnie dzieło "szalonego blacharza".Syrena Bosto była w swoich czasach popularnym autem wśród rolników, w latach 90' służyła także mały przedsiębiorcom, którzy nie mogli sobie pozwolić na Poloneza Trucka. Dzisiaj zyskała już status klasyka, w ogłoszeniach pojawiają się już praktycznie tylko egzemplarze do generalnego remontu, jak i te już odnowione. Ten jest jednak wyjątkowy.