80-latek pracował w polu, używając swojego traktora. W pewnym momencie zasłabł i wypadł z pojazdu. Ciągnik jeżdżąc bez kierowcy, dwukrotnie go przejechał.Traktory będą teraz coraz więcej wyjeżdżać na ulicy, co jest związane z rozpoczęciem wiosennych prac polowych. To niestety oznacza również więcej wypadków z udziałem ciągników rolniczych. Do takowego doszło w poniedziałek 19 kwietnia w gminie Brańszczyk (woj. mazowieckie).
Ta kolizja wyglądała poważnie, a spowodował ją tylko jeden błąd kierowcy dostawczaka. W efekcie zderzenia uszkodzone zostały aż cztery pojazdy, w tym ciężarówka. To cud, że wszyscy przeżyli.Do kolizji doszło 15 kwietnia, na drodze krajowej numer 60 w Ostrowie Mazowieckiej. Kierowca audi zatrzymał się przed skrzyżowaniem, wrzucił kierunkowskaz i czekał na możliwość skrętu. Za nim stał kierujący autem marki KIA. Wtedy nadciągnął z tyłu dostawczak, którego kierowca najwyraźniej się zagapił.
Wypadek na autostradzie to niebezpieczna sytuacja, nie tylko ze względu na jego uczestników, ale także innych użytkowników drogi. Wielu może nie zauważyć zablokowanej trasy, samemu się rozbijając, tym samym tworząc karambol. Ten mężczyzna, choć miał dobre intencje, prawdopodobnie sam doprowadził do jeszcze większego karambolu.Ta sytuacja z autostrady wygląda wręcz surrealistycznie, jak wyrwana z filmu akcji (lub katastroficznego). Zaczyna się niepozornie. Autor filmu zbliża się do miejsca kolizji bądź wypadku, na poboczu stoi mężczyzna, który ostrzega go przed zablokowaną drogą. Z racji, że nagrywający nie jechał szybko, spokojnie wyhamował.
Kierowca z nieznanych przyczyn stracił panowanie nad autem i uderzył w drzewo. Wiózł ze sobą trzech pasażerów, dwóch zginęło razem z kierowcą. 19-latek walczy o życie w szpitalu.Do tragicznego wypadku z udziałem kierowcy renault doszło w sobotę 17 kwietnia w miejscowości Zabagno (woj. pomorskie) na drodze krajowej nr 22. Jak podaje portal tcz.pl, informacje o zdarzeniu dotarły do służb koło godziny 10. Na miejsce zdarzenia działało pięć zastępów straży pożarnej, Zespół Ratownictwa Medycznego i policja.
Ferrari o wartości blisko miliona złotych zostało rozbite na ulicach Łodzi. Auto wylądowało na torowisku tramwajowym. Jak się później okazało, kierowca był pod wpływem alkoholu.Ferrari 488 Pista to niewątpliwie marzenie niejednego fana motoryzacji. Warte niespełna milion złotych auto, zostało rozbite przez kierowcę, u którego zdecydowanie zabrakło rozsądku. Szczęście w nieszczęście, że nikomu nic się nie stało.
Tragiczny wypadek na Lubelszczyźnie. Kierowca busa najechał na leżącego na drodze cyklistę. Rowerzysty nie udało się uratować.Do wypadku doszło w piątek 16 kwietnia koło godziny 22.30 na drodze Zakrzew-Wierzchowiny w miejscowości Paskudy. Jak podaje policja, wydarzyło się to na nieoświetlonej drodze, oznaczonej jako teren niezabudowany.Wypadek śmiertelny. Na miejscu była prokuraturaKierowca busa marki Volkswagen LT, miał najechać na leżącego na jezdni mężczyznę z rowerem. 63-latek w wyniku odniesionych obrażeń zginął na miejscu. Obecnie nie podano, dlaczego mężczyzna leżał na jezdni i czy był pod wpływem alkoholu.>Z racji na ofiarę śmiertelną, na miejsce wyzwano przedstawiciela prokuratury. Wraz z nim policjanci przeprowadzili wstępne oględziny. Ciało 63-latka zostało zabrane do zakładu medycyny sądowej na przeprowadzenie sekcji zwłok.Jak informuje podkomisarz Anna Kamola z lubelskiej policji, 34-latek kierujący busem volkswagena był trzeźwy. Wiadomo również, że 63-letni rowerzysta nie miał odblasków. Przyczyny wypadku zostaną wyjaśnione w postępowaniu.
Fatalny wypadek w Piastowie. Zderzyły się dwa auta, jedno z nich uderzyło w słup. Potwierdzono jedną ofiarę śmiertelną i czworo rannych.Do wypadku doszło w piątek (16 kwietnia) wieczorem w podwarszawskim Piastowie (woj. mazowieckie). Zgłoszenie o zdarzeniu na skrzyżowaniu ulic Warszawskiej i alei Krakowskiej dotarło do służb krótko przed północą. Na miejsce zdeponowano straż pożarną, policję i pogotowie ratunkowe. Okazało się, że pojazdy były tak zniszczone, że strażacy musieli ciąć je ciężkim sprzętem, aby wydostać rannych ze środka.Jak poinformowała TVN Warszawa Karolina Kańka z KPP w Pruszkowie, w obu autach jechało łącznie siedem osób. Nie udało się uratować 21-letniej kobiety, która zginęła na miejscu.Policjantka podała, że cztery osoby zostały ranne, na tyle, że trafiły do szpitala. Jedna osoba otrzymała pomoc na miejscu. Jednego z kierowców zabrano na komisariat. Badanie na miejscu wykazało, że w momencie wypadku był trzeźwy. Z racji na ofiarę śmiertelną, na miejsce przyjechał prokurator. Z jego udziałem, policja zabezpieczała ślady i zebrała dokumentację ze zderzenia. Ciało 21-latki zostało zabrane przez śledczych do sekcji. Okoliczności wypadku będą badać biegli.
W sobotę, 10 kwietnia, dyżurny z Komendy Stołecznej Policji otrzymał zgłoszenie dotyczące wypadku, do którego doszło we wsi Nadma (pow. wołomiński, gmina Radzymin, woj. mazowieckie).Pasjonaci motocrossu znaleźli nasyp przy drodze i wpadli na pomysł, aby przez tę drogę przeskakiwać.
Tragiczny wypadek na drodze krajowej numer 16. Auto osobowe zderzyło się z ciężarówką. Cysterna z cementem przygniotła kobietę w toyocie corolli.Do tragicznego wypadku doszło na trasie pomiędzy Ełkiem a Kalinowem (woj. warmińsko-mazurskie). Zgłoszenie o zdarzeniu dotarło do ratowników 15 kwietnia koło godziny 7:36.Między miejscowościami Skomętno Wielkie i Długie, ciężarówka zderzyła się z toyotą corollą. Wstępne ustalenia policji wskazują, że kierujący zestawem miał zjechać na przeciwległy pas ruchu. Po zderzeniu oba pojazdy wypadły do rowu. Auto osobowe zostało przygniecione przez cysternę. Aby dostać się do toyoty, strażacy musieli użyć specjalistycznego sprzętu. Niestety, kobiety kierującej autem osobowym nie udało się uratować, zginęła na miejscu.Niestety, jak widać na zdjęciach, naczepa z cysterną kompletnie zmiażdżyła auto. Przewróciła się na tyle niefortunnie, że nie dała kobiecie żadnych szans.W cysternie znajdowało się 27 ton cementu. Policja będzie teraz ustalać szczegółowe przyczyny wypadku.W akcji uczestniczyło pięć zastępów straży pożarnej, w tym JRG Ełk i OSP Kalinowo. Na miejscu obecne było tak pogotowie ratunkowe, policja i inspekcja transportu drogowego.
Jak podaje RMF FM, wydział kontroli prowadzi postępowanie wobec wysokiego rangą funkcjonariusza wydziału ruchu drogowego pruszkowskiej komendy, który doprowadził do kolizji i uciekł.Do zdarzenia doszło 8 marca, gdy jadący na służbę oficer policji uderzył w samochód obok. Oba pojazdy jechały aleją Prymasa Tysiąclecia w Warszawie. Po kolizji policjant uciekł z miejsca zdarzenia.Teraz jego koledzy z policji ustalą, dlaczego oficer nie zatrzymał się po spowodowaniu zdarzenia drogowego.Funkcjonariusz uciekał przed goniącym go kierowcąPoszkodowany kierowca pojechał za sprawcą i przez kilka kilometrów dawał mu sygnały do zatrzymania pojazdu. Policjant je zignorował i ostatecznie udało mu się zgubić „pościg". Kierowca stracił policjanta z oczu na Ochocie.Na szczęście poszkodowany zdołał zapisać numery rejestracyjne auta sprawcy i zawiadomił policję.Zobacz także: Subaru staje do wyścigu z Lamborghini. Kierowca supersamochodu był bez szans - WideoPolicjant zdołał uciec. Został ukarany mandatemNiedługo później okazało się, że sprawcą kolizji był wysoki rangą oficer policji z Pruszkowa. Co bardziej zaskakujące, mężczyzna służy w wydziale ruchu drogowego.Wysoki rangą policjant z wydziału ruchu drogowego z Pruszkowa spowodował kolizję, ale zamiast się zatrzymać, uciekł z miejsca zdarzenia. Jak podaje RMF FM, wydział kontroli prowadzi postępowanie wobec funkcjonariusza.Do zdarzenia doszło 8 marca. Jadący na służbę oficer policji na alei Prymasa Tysiąclecia miał uderzyć w samochód poruszający się obok, ale zamiast zatrzymać się i wyjaśnić sytuację, kontynuował podróż.Informację o niecodziennym zdarzeniu potwierdziła w rozmowie z portalem Onet.pl kom. Karolina Kańka, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie. Mundurowi dopiero dzień później zapukali do drzwi sprawcy kolizji, który przyjął mandat oraz złożył wyjaśnienia. Komendant zdecydował się wszcząć kontrolę, która ma wyjaśnić, dlaczego policjant zbiegł z miejsca zdarzenia i nie zatrzymał się po spowodowaniu kolizji. Nie podano personaliów policjanta ani stanowiska, jakie piastuje. Wiadomo natomiast, że mężczyzna nie został zawieszony w obowiązkach, ale przyznał się do winy i przyjął mandat.Źródło: rmf24.plWidziałeś coś nietypowego na drodze? Koniecznie napisz do nas na adres: [email protected] - to portal poświęcony motoryzacji, temu, co dzieje się na polskich drogach i Wam - kierowcom. Dodaj nas do ulubionych w przeglądarce. Masz ciekawy temat? Napisz na [email protected] lub daj nam znać na facebookowym profilu zDrogi.plArtykuły polecane przez redakcję zDrogi.plPrzerażający wypadek. TIR wpadł w poślizg i uderzył w osobówkę - WideoAuto spadło z podnośnika. Prosto na trzech mechaników - WideoKierowca BMW jechał zdecydowanie za szybko. Zaliczył efektowny lot - Wideo
Już ponad rok minął od historycznego lotu Suzuki Swift, do którego doszło na rondzie w Rąbieniu pod Aleksandrowem Łódzkim (woj. łódzkie). Tego dnia 41-letni kierowca japońskiego autka stał się sławny na cały świat.Choć jego imię i nazwisko nie zostanie zapamiętane, to o jego wyczynie mówili wszyscy.Jego Suzuki Swift z ogromną prędkością wjechało na rondo im. ks. Kanonika Andrzeja Mikołajczyka, z dużą prędkością i poleciało w powietrze. Jak ustalono potem - małe autko wylądowało 64 metry dalej, na terenie miejscowej parafii. Do dziś mężczyzna czeka na wyrok sądu.Do zdarzenia doszło 12 kwietnia, około godziny 18:15. 41-latek gnał drogą krajową nr 71 od strony Aleksandrowa Łódzkiego w kierunku Pabianic. Jak się potem okazało, jechał nocować do kolegi po kłótni z ukochaną.Prawdopodobnie nawigacja pokierowała go "na rondzie prosto" - tak też uczyniłW Rąbieniu mężczyzna z ogromną prędkością wjechał na wysepkę na rondzie. Jego auto wzbiło się w powietrze i wylądowało kilkadziesiąt metrów dalej, ścinając po drodze drzewo na wysokości... 7 metrów!Zobacz także: Subaru staje do wyścigu z Lamborghini. Kierowca supersamochodu był bez szans - WideoSuzuki przeleciało nad pomnikiem Jana Pawła II i uderzyło w budynek kościoła pw. Zwiastowania Pańskiego Przytomnego, ale zakleszczonego w samochodzie kierowcę musieli wyciągać strażacy przy użyciu specjalistycznego sprzętu. 41-latek został przetransportowany do szpitala. Jak się potem okazało miał 2,8 promila alkoholu we krwi.> W maju 2020 roku mężczyzna usłyszał zarzuty kierowania samochodem w stanie nietrzeźwości oraz sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. 41-latek oczywiście stracił prawo jazdy. Do Sądu Rejonowego w Zgierzu trafił już akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie, a wkrótce odbędzie się pierwsza rozprawa."Lotnik z Rąbienia" przyznał się do zarzuconych przestępstw i wyraził skruchę. Zdradził również, że w dniu zdarzenia, po kłótni z partnerką, wypił 300 gramów wódki i piwo. Następnie wsiadł do samochodu i ruszył w drogę z Aleksandrowa Łódzkiego do Łodzi, gdzie miał zamiar przenocować u znajomego.Mężczyzna podobno kontaktował się z proboszczem uszkodzonego kościoła, aby naprawić wyrządzone szkody.W styczniu na aukcję osobliwości zorganizowanej przez Aleksandrów Łódzki, trafiła felga z legendarnego Suzuki. Dochód z jej sprzedaży trafił na WOŚP. Niestety ciężko znaleźć informację o tym, za ile udało się ją wylicytować zwycięzcy.
Do zdarzenia doszło we wtorek, 13 kwietnia na ulicy Mirkowskiej w Konstancinie-Jeziorna (woj. mazowieckie). 27-letni kierowca auta marki Chrysler staranował przystanek komunikacji miejskiej.Mężczyzna, nie dość, że był pijany, to korzystał z telefonu komórkowego. 27-latek transmitował na żywo swoje popisy za kierownicą.Mężczyzna został zatrzymany i trafił do policyjnej celi. We wtorek, 13 marca, policjanci z komisariatu w Konstancinie-Jeziornie otrzymali zgłoszenie dotyczące zniszczenia przystanku komunikacji miejskiej.Funkcjonariusze udali się na ulicę Mirkowską, gdzie miało dojść do zdarzenia. Okazało się, że za sprawcą zniszczeń był 27-letni kierowca Chryslera 300M, który stracił kontrolę nad pojazdem i wjechał wprost w przystanek.Według wstępnych ustaleń policjantów, do wypadku doszło przez nadmierną prędkość i niestosowanie się do zasad ruchu drogowego. Opublikowane w Internecie wideo potwierdza wnioski funkcjonariuszy. 27-latek momentami gnał ponad 140 km/h.Zobacz także: Subaru staje do wyścigu z Lamborghini. Kierowca supersamochodu był bez szans - Wideo>Mężczyzna był pod wpływem i nie posiadał uprawnień do prowadzenia pojazdów27-latek został poddany badaniu trzeźwości, które wykazało ponad pół promila alkoholu w organizmie. Mężczyzna został zatrzymany i osadzony w policyjnej celi. Pobrano mu krew do dalszych badań, które mają pomóc ustalić, czy nie prowadził pod działaniem środków odurzających.Po weryfikacji w policyjnych systemach okazało się również, że 27-latek nie posiada uprawnień do kierowania pojazdami.W zdarzeniu niewielkich obrażeń doznała 76-letnia kobieta, która znajdowała się na przystanku i czekała na autobus.Gdy 27-latek wytrzeźwieje, usłyszy zarzuty prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu i bez uprawnień oraz sprowadzenia realnego zagrożenia w ruchu drogowym i zniszczenie mienia.
W nocy z soboty na niedzielę (10-11 kwietnia) 20-letni mieszkaniec Lublina zginął w wypadku. Do zdarzenia doszło na zakręcie drogi w miejscowości Piotrawin (gmina Jastków, woj. lubelskie).„Około godziny 2.40 otrzymaliśmy informację o wypadku i pożarze samochodu. Kierowca golfa zjechał z drogi na lewe pobocze i przodem pojazdu uderzył w drzewo” - relacjonuje komisarz Andrzej Fijołek rzecznik lubelskiej policji w rozmowie z dziennikwschodni.pl.Mężczyzna poruszał się volkswagenem golfem. Zdaniem policji 20-latek stracił panowanie nad autem na łuku drogi, wypadł z jezdni i uderzył w przydrożne drzewo. >Wskutek uderzenia auto stanęło w płomieniach, a kierowca zginął na miejscuNiespełna 48 godzin później doszło do identycznego wypadku. W nocy z poniedziałku na wtorek (12-13 kwietnia) 19-letnia mieszkanka gminy Markuszów zginęła po uderzeniu w drzewo.Zobacz także: Subaru staje do wyścigu z Lamborghini. Kierowca supersamochodu był bez szans - Wideo19-latka zginęła w identycznych okolicznościach jak jej chłopakDo wypadku doszło na drodze z Sielc do Końskowoli. Kierująca renault megane straciła panowanie nad autem, uderzyła w drzewo, a jej auto stanęło w płomieniach.Również i w tym zdarzeniu kierująca poniosła śmierć na miejscu.Dziennikarze serwisu dziennikwschodni.pl ustalili, że 20-latek i 19-latka byli parą. Chodzili do tej samej szkoły średniej w Lublinie i wkrótce mieli zdawać maturę.Policja pod nadzorem prokuratury prowadzi śledztwo w sprawie tych tragicznych zdarzeń.Na razie, wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Jak to możliwe, że para zakochanych nastolatków ginie w identycznych okolicznościach, niemal w tym samym czasie?Czy na pewno był to wypadek? Strażacy tłumaczą, że to, iż oba auta stanęły w płomieniach, nie jest niestety niczym niezwykłym.- „W momencie zderzenia z przeszkodą w aucie może dojść do zwarcia instalacji elektrycznej, wycieku paliwa na rozgrzane elementy silnika, uszkodzenia przewodów elektrycznych itp” - tłumaczy w rozmowie z serwisem dziennikwschodni.pl bryg. Grzegorz Buzała, rzecznik puławskiej PSP.Źródło: dziennikwschodni.plWidziałeś coś nietypowego na drodze? Koniecznie napisz do nas na adres: [email protected] - to portal poświęcony motoryzacji, temu, co dzieje się na polskich drogach i Wam - kierowcom. Dodaj nas do ulubionych w przeglądarce. Masz ciekawy temat? Napisz na [email protected] lub daj nam znać na facebookowym profilu zDrogi.plArtykuły polecane przez redakcję zDrogi.plAuto spadło z podnośnika. Prosto na trzech mechaników - WideoDwa tragiczne wypadki w Lubelskim. Zakochani wjechali autami w drzewaZlot motocyklistów trafi pod lupę prokuratury i sanepidu. Posypią się kary?